2006 Tajlandia

Bangkok

Z Tajlandią jest jak z piękną kobietą, podoba się ale jej nie ufasz bo przecież za ładna, aby się zakochać w jej głębi (jeśli taką ma) potrzeba trochę czasu. Od pierwszej wizyty w Tajlandii, miałem problem, aby dostrzec jej urok. Wciąż widziałem bardzo rozwinięty ekonomicznie kraj, nijaki w porównaniu z egzotyką w Laosie czy Myanmarze, kraj opanowany przez Angoli i facetów szukających taniego seksu. Po drugim 10 dniowym pobycie, Tajlandia ukazuje mi się jako kraj o najlepszej kuchni w Azji (Indie oczywiście poza kategorią), pięknych kobiet, tradycyjnego masażu a przede wszystkim tego czego można się tutaj nauczyć. Spotkani ludzie opowiadają o kursach medytacji Vippassany, znakomitych kursach masażu, gotowania, nurkowania. Wyjeżdżając z Tajlandii czuje wielki niedosyt niezrobienia żadnego z nich, oraz nie odwiedzenia żadnej ze słynnych wysp. Podczas tego pobytu nie było na to przestrzeni ale wiem że któregoś dnia jeszcze się zakocham w tym kraju.

Słowo Tajlandia znaczy kraj ludzi wolnych (Tai zn. wolny). Tym co mnie uderzyło po raz kolejny to niespotykana nigdzie indziej w Azji swoboda seksualna. Tajlandia słynie na całym świecie z urody kobiet. Kobiety są szczupłe, długonogie, oczy i włosy czarne jak węgle. Co ciekawe często chłopcy są tak ładni, że nie mogą przestać patrzeć w lustereczko i nagle zaczynają się malować, zakładać sukienki, wpychać watę w biustonosze. Lady-boy, ludzie o naturalnej płci z lekka się uśmiechają ale tranwescyci są już przyjętą grupą społeczną. W kinach, na dyskotekach, na ulicy, siedzą grupki chłopaków w spódnicach, z obciętym, basowo-sopranowym głosem oferującym swoje usługi. Raz się haniebnie pomyliłem, kiedy podziwiałem długie zgrabne nogi, pięknie przycięte włoski, odsłonięte plecy. Kiedy się odwróciła/odwrócił jeszcze nie byłem pewien, ale kiedy do mnie przemówił/przemówiła już wiedziałem.
Ulica Khao San to centrum turystyki plecakowej, to tutaj znajdują się najtańsze hotele, discoteki, markety, na których setki przyjeżdżających Farangów (białych) szuka różnorakich uciech. Kiedy zmrok zapada ulica Khao San wypełnia się spragnionymi przygód turystami i Tajkami, które kiedyś jak Polki marzyły o chłopaku ze Szwecji, tak one szukają szczęścia w białej twarzy. Kto przybywa na Khao San, idzie na wieczorne disco, które kończy się wcześnie bo o 1 nad ranem. Wtedy szuka się swojego miejsca, bo noc jeszcze młoda, impreza przenosi się na ulicę a młode Tajki koniecznie chcą odprowadzać swoich białych kolegów do hotelowych pokoi…

Okolice Khao San to także wielkie centrum Izraela, restauracje, biura wysyłające tanie paczki do Telawiwu, miejsca zrzeszające młodych Izraelitów, którzy upodobali sobie Tajlandie jako miejsce zapomnienia po obowiązkowej trzyletniej służbie wojskowej. Jak już wielokrotnie pisałem mam słabość do Izraela, więc chodziłem w te miejsca, zjeść schabowego z pure ziemniaczanym, wsunąć falafel, skorzystać z najtańszego internetu w Bangkoku i co najważniejsze pobyć w towarzystwie najpiękniejszych kobiet (przy nich Tajki to jak ładne małpki kompletnie pozbawione ognia).

Bangkok, miasto poprzecinane rzekami, labirynt dróg i kanałów po którym można się przemieszczać publicznymi łodziami, autobusem, metrem, sky-trainem (pociągiem miejskim zbudowanym nad głównymi ulicami miasta), lub na piechotę. Godzinami chodziłem przez tą miejską junglę szukając ciekawych miejsc, zapomnianych targów, racząc się nieskończoną różnorodnością snacków. Bangkok podbił moje serce owocami. Najpopularniejsze budki snackowe w Bangkoku to stoiska sprzedające owoce, głownie ananasy, melony, papaje i guawy.

Bangok słynie z Buddy stojącego, Buddy leżącego, Buddy zielonego.

Tuż przy stojącym Buddzie, można kupić ptaszki w klatce, aby jak to mówi napis uwolnić ptaszka co przyniesie dobrą karmę. No i znalazło się dwóch farangów (biali), którzy kupili klatkę poszli na trawę otaczającą Buddę i otworzyli klatkę. Los chciał, że były to już stare ptaszki, albo ptaszki które były w takim amoku, że zamiast wylecieć jak sobie to farangi wymarzyły jak białe gołębie z rąk papieża, ptaszki dosłownie wypadły na trawę, a dokoła czekało już stado kotów, które w zaledwie kilka sekund pozamiatały ptaszyny. Białym twarzą otworzyły się buzię, Budda spojrzał niewzruszony, taka karma.

Całkowicie zapomniałem, dwa tygodnie temu w Tajlandii dokonano zamachu stanu. Pod nieobecność premiera, który wyjechał na rozmowy do ONZ-tu grupa generałów przejęła władzę. Tajlandia stała się monarchią o systemie dyktatury wojskowej, demokracja po raz kolejny okazała się nieskuteczna. Nie padł żaden strzał, na ulicy nie pojawiły się czołgi, nikt nie zginął, ludzie normalnie poszli do pracy, dowiadując się o puczu w wieczornych wiadomościach. Wojsko zajęło urzędy, aresztowano członków byłego rządu, zajęto konta bankowe skorumpowanych urzędników, były premier przeniósł się do Londynu z dwiema czarnymi skrzyniami (w każdej miliard dolarów). Przyczyną zamachu była korupcja rządu. Kiedy kilka lat temu premier już jako bogacz obejmował stanowisko wszyscy myśleli że mu wystarczy, ale korupcja posuwała się dalej. Trzy miesiące temu odbyły się 80 urodziny kochanego w Tajlandii króla. Były premier witał zagranicznych króli jako pierwszy przed osobą solenizanta, tego było już za wiele. Król w Tajlandii siedzi na tronie od 60 lat, w tym czasie dochodziło do licznych zamachów stanu, normalnie podczas zamachu król wyjeżdżał ze stolicy, lub zostawał dając lub odmawiając swojego poparcia. Tym razem król został w Bangkoku.

Król w Tajlandii jest osobą fenomenalną, jego plakaty są dosłownie wszędzie. Przyjeżdżający turysta zastanawia się kim jest ten ktoś wyglądający jak polski Pan Janek, sąsiad. Okazuję się że to król Bili…, z zamiłowania filozof, laureat słynnej opery wiedeńskiej za kompozycje na saksofonie, prawdziwy człowiek renesansu. Na różnych banknotach pan Janek, sąsiad, stoi z aparatem fotograficznym, stoi dając błogosławieństwo biedakowi, albo po prostu patrzy swoim poczciwym wzrokiem. Postać w Tajlandii szczerze uwielbiana.


Dla Alicji M-J

napping Bangok

W Tajlandii za przemyt, posiadanie, lub używanie narkotyków można dostać dożywocie. Plakat, zaproszenie do odwiedzenia Garego w więzieniu, który dostał dożywocie za chwasty. Ewentualnie można jechać na tygodniowy kurs Yogi na jedną z wysp.

Odrobina Tajlandii

Dwa tygodnie w Tajlandii, dwa ostatnie dni w Tajlandii, już wkrótce Laos. Wysoka cena biletów lotniczych z Yangonu (Birma) do Bangkoku skierowała mnie do północnej Tajlandii, konkretnie do Chiang Mai. Zabawne jak to się wszystko układa. W planach miałem zostać w Chiang Mai dwa dni i zjeżdżać do Bangkoku, przeciągnęło się do dwóch tygodni. Znalazłem miły hotel (pełen pedałów- uroki Tajlandii), z dobrą kuchnią, stołem do pinponga, idealne miejsce, aby się na moment odciąć, popracować. Mam nadzieje, że efekty widoczne.

Tajlandia to prawdziwy tygrys Azji południowo-wschodniej. Już z samolotu czułem co się święci. Szerokie pasma dróg, dobre bryki, ładne domy, wysoki standard życia , także wysokie ceny. Mnóstwo turystów jednak całkiem innych niż w Indiach, nie wspominając Birmy. Na ulicach pełno grubasów z Stanów i Europy zachodniej przyjeżdżających na chłopców lub dziwki. Sex-turism w Tajlandii kwitnie. Ale na szczęście w tłumie zboczeńców jak zawsze można znaleść perełki. Na przykład: Robert lat 65 (inwalida z Londynu), od 40 lat pedał, od 40 lat profesjonalny fotograf. Dużo dobrych rozmów dużo rad jak pchnąć się na przód.

Fotograficznie odpoczywam. Nie noszę aparatu, nie szukam ujęć, zdaje się że ładuję baterie na Laos. Niewiele więc nowych zdjęć na stronie, więcej souvenirów niż tych na które mucha nie siada.

Te dwa tygodnie wstrząsnęły moje fundamenty. Oczywiście kobieta. Nie wiem co to jest, jakaś dziwna odmiana przyjaśni, głęboka relacja pomiędzy ludśmi, którzy ledwo się znają. Energia, która wypełnia mnie po brzegi. Oczywiście wszystko w drodze, bez szans na rozwinięcie. Dzisiaj było bye-bye, a może see you in Lao, sam nie wiem.

Zdjęcia poniżej są z dwóch kilkudniowych wypadów w dżunglę. Nie posiadam żadnych przewodników po Tajlandii, więc nawet nie znam nazw miejsc, które odwiedziliśmy. W ostatnim tygodniu zdałem się na trzy kanadyjki. Przyjemnie czasem płynąć nie na swojej fali.

Piękny i grożny

Panta rei

Tak wygląda człowiek przedzierający sie przez dzungle na słoniu (dużo pozytywu)

en_GBEN