2006 Kambodża
Battambang
Mnisi stuff z Battambang
Widziane na świętej górze w okolicach Battambang
studium kambodżańskich targowisk c.d. (targ Battambang)
żabę proszę
Angkor
Trzy dni minęły, mój pass stracił ważność. Czuję niedosyt. Od czterech dni budzę się godzinę przed świtem. Robię kawę, zamykam termoso-kubek, wsiadam na rower i pędzę ile sił w nogach byle tylko zdążyć.. Widzę budzące się miasto, ludzi otwierających budki z nudelsami, uliczny chaos w całkowitym porządku. Do przejechania od 10 – 15 kilometrów, wiem że Lao coffee na mnie czeka w torbie, myśl dodaje mi sił. Jadę, dryndam, wyprzedzam obciążone leniwymi turystami riksze, one wyprzedzają mnie. Na trasie widzę tablicę „Welcome to Angkor”, dreszcz przechodzi po plecach, w nogach nowe siły, znowu ja wyprzedzam riksze. Wokół fosy okrążającej Angkor utworzył się korek komunikacyjny, autobusy, samochody, motory, riksze, setki pojazdów. Jest sobota, 6 rano stoję przed bramą Angkor Wat.
Wchodzę na pomost przecinający fosę idę pewnym krokiem, po plecach znowu dreszcze, zaczyna świtać. Wokół mnie tysiące turystów, kontroluję swój umysł aby zmienił tory myślenia, wśród grona ignorantów, widzę zaciskającą podniesioną pięść, uśmiech spełnionego marzenia. Angkor Wat jeden z siedmiu cudów świata, jedna z najpotężniejszych budowli religijnych wzniesiona w dziejach cywilizacji, miejsce o którym marzyłem od lat. Dzień wcześniej śniłem o wieżach Angkoru, z perpektywy ptaka, przelatywałem pomiędzy jedną a drugą, więcej nie pamiętam. Rzeczywistość mnie rozczarowuje, myślałem że jest większy, Taj Mahal wydaje się bardziej masywny. Szukam ujęcia, wszędzie turyści, niebo zachmurzone więc nie będzie klasycznego wschodu słońca. Naręcza zostawiam za sobą wspinam się po ultra stromych schodach. Jestem w sanktuarium, w sercu Angkor, znajduję kaplicę, posąg Wishnu dawno zamieniono na Buddę, nie szkodzi, zapalam kadzidło. Wschodzące słońce wpada do świątyni oświetlając pomarańczową chustę Buddy, posąg pozostaje w cieniu.
Najwyższa z wież Angkor Wat wznosi się na wysokość 55 metrów. Kompleks otoczony jest murem o długości 1000 i 800 metrów, fosą szerokości 200 metrów, długości 1,5 na 1,3 km. Angkor Wat został zbudowany został w XII wieku jako świątynia Wisznu oraz mauzoleum jednego z najpotężniejszych królów Khmerów Suryavaramana II. Szwędam się po świątyni myślę o Różokrzyżowcach, jedną z nauk które odebrałem w ich szkole, jest przekonanie, że są słowa, które są święte, modlitwy który noszą w sobie magię, słowa wypowiadane od setek lat które mają w przestrzeni swoja siłę, moją moc. Angkor Wat, Angkor Wat, Angkor Wat. Chodzę po świątyni powtarzam te słowa niczym mantrę, chcąc znaleźć co się za nimi znajduję, co oznaczają, kim byli ludzie którzy zbudowali to miejsce. Angkor, Angkor, Angkor. Zaglądam do biblii (lonely planet). Biblia odpowiada: Angkor Wat: „Wat” : światynia, „Angkor” : centralna. Odpowiedź banalna, przyjmuję z pokorą, wciąż chodzę i powtarzam: Angkor Wat Angkor Wat, Angkor Wat.
Z Angkor Wat droga prowadzi do Angkor Thom jednego z najpotężniejszych miast świata w ówczesnym czasie. Miasto zostało otoczone murem na planie kwadrata, każda ze ścian ciągnie się na długość 12 kilometrów, wysokość murów 8 metrów, wszystko oczywiście otoczone fosą szerokości 100 metrów. (przytaczam liczby dla podkreślenia ogromu tego miejsca i geniuszu architektów). W XII wieku miasto zamieszkiwało milion osób ( w ówczesnym czasie Londyn: 50.000; tak mówi „biblia”). Do miasta prowadzą cztery bramy. Każda 20 metrów wysokości, każda zwieńczona wielkim uśmiechem Bodisattvy Avolikiteshevara. Przed każdą bramą znajduje się rząd po prawej 54 demonów, po lewej 54 bogów. Zanim przekroczysz mury miasta musisz przejść przez niebo i piekło. Nadziei dodaje wielki uśmiech Bodisathwy, bo pod jego osłoną powinno być dobrze. Przechodzę przez mury z hordami turystów, brama ma wąskie przejście, samochody trąbią, w korku stoją tym razem słonie. Sól tej ziemi, Khmerzy, pozostają za linią wyznaczoną przez policję, której nie mogą przekroczyć. Jednak ich krzyk potrafi dotrzeć wszędzie: sir, cold drink!, mister postcard!, mister handsome buy book guide!, sir buy something!, etc. Bez tych ludzi cały kompleks Angkor byłby kupą kamieni, dzisiejszy Khmerzy ze swoją radością tchną ducha w to miejsce. Nie wiem jak to możliwe, że w państwie zamieszkanym przez ludzi z takim poczuciem humoru doszło to takiej rzezi. Najczęściej sprzedawcy to dzieci handlujące pocztówkami, wodą, itp. Dziwną energię we mnie wzbudzali ci ludzie, na pewno było wesoło..
Bayon
W centrum Angkor Thom,( tego potężnego miasta ) znajduje się najsłynniejsza ze świątyń Angkoru, Bayon. (Czuję jak przechodzą po mnie dreszcze na samo wspomnienie). Bayon było miejscem które odwiedzałem, każdego dnia. W sumie spędziłem tam ponad 6 godzin. W swoim życiu widziałem kilka cudów natury i kultury jednak to miejsca powaliło mnie na kolana, pierwszego dnia niemalże uroniłem łzy nad cudem jaki przyszło mi oglądać. Śmiało mogę powiedzieć: nie widziałem w swoim życiu niczego dorównującego pięknie i sile tego miejsca.
Nazwa nie robi wrażenia, nie powtarzam jej jak mantry Angkor Wat, kojarzy mi się raczej z polskim piosenkarzem. Bayon świątynia składająca się z trzech poziomów. Pierwszy to sceny bitw z tematyką z Mahabraty, ówczesnych wojen oraz codziennego życia. Drugi poziom to kolejne sceny rodzajowe. Na trzecim znajduję się najwyższy duch tego miejsca. 54 wieże, na każdej 4 twarze ponad metr wysokości , patrzące w cztery strony świata, niby takie same jednak każda inna (same same but different). W sumie 216 twarzy, 216 uśmiechów Bodisattvy Avolikiteshvary (czyt. Bodisatwa Awalokiteśwara). „Biblia” tłumaczy że w tamtym czasie Kampucha (czyt. Kampucza, żadna kapucha), królestwo Khmerów podzielone było na 54 stany, każda z wież symbolizowała jedną z części, każda z twarzy obserwowała co się w częściach królestwa. Dla mnie symbolika tego miejsca jest całkiem inna. W mitologii buddyjskiej Bodisattva Avolikiteshevara przedstawiany jest w postaci bóstwa o wielu głowach i wielu rękach. Głowy mają oczy, aby nikt kto cierpi nie uszedł uwadze, ręce maja dłonie, aby każdy cierpiący otrzymał pomoc. Bodisattva Avolikiteshevara -Bodisattva współczucia. Będąc w Bayon nie sposób się schować, gdziekolwiek spojrzysz znajdziesz wielki uśmiech, dający nadzieję i siłę Bodisattvy. Nawet jeśli odwracasz wzrok on Ciebie znajdzie. Pierwszy raz w życiu miałem mistyczne przeżycia w zatknięciu z kupą kamieni. To miejsce, te twarze…
Drugiego dnia wstałem wcześniej około 4 nad ranem, chciałem zobaczyć Bayon w świetle księżyca, spóźniłem się (ta świątynia znajduje się o wiele dalej niż Angkor Wat), słońce wschodziło kiedy dotarłem, było jednak pusto, może 5 turystów, każdy znalazł swoje miejsce i przez ponad godzinę nie widziałem nikogo, siadłem w moim ulubionym miejscu, patrząc w oczy i uśmiech Avolikiteshevary. Tylko ja i Jego wielki uśmiech.
Dla mojej kosmicznej siostry, Gosi
Apsara na kwiecie lotosu prosto z kosmosu
Gra w szachy, ostateczny cios zdaje się niepewny, ale mimo to pełen finezji i gracji. (płaskorzeźby z XIII w.!)
nature vs culture
Kolejnym miejscem z którego słynie kompleks Angkor jest świątynia Ta Prohm. Miejsce zostawione przez „francuskich odkrywców” w stanie jakim je zastali. Potężne, kilkusetletnie drzewa wbijające się w mury świątyń. Natura w pełnej harmonii z kulturą.
Around Angkor
W Angkor w sumie spędziłem trzy dni. Ceny są zaskakująco wysokie za jeden dzień trzeba zapłacić 20$, za trzy 40$, za tydzień 60$. Jak ktoś lubi cuda cywilizacji, tydzień wystarczy aby zapoznać się z tym ogromnym dziełem. Po trzech dniach wciąż czuję niedosyt , tylu miejsc nie widziałem. Mam już swoje ulubione miejsca w niektórych świątyniach, ulubione restaurację, ulubione dzieci które odwiedzam na kokosa. Monet malował swoją katedrę w różnych porach dnia używając różnego światła, Kantor w różnych porach nastroju. Jak pisałem wcześniej Bayon jest moim ulubionym miejscem, które odwiedziłem kilkukrotnie w różnych porach dnia i nastroju. Największe wrażenie było ranem o wschodzie słońca. Klasycznego wschodu nie było, czekałem na długie cienie, ostre żółte światło, dostałem zachmurzone niebo, miękkie, szare i nieciekawe światło. Było jednak coś innego, mój świeży o poranku umysł skłonny do kontemplacji. Chodziłem, okrążałem świątynie, zaglądając w zakamarki, szukając ciekawych kątów, szukając odpowiedzi na dręczące mnie pytanie (j.p.). Również Angkor Wat odwiedziłem po raz kolejny. Całkiem inaczej spojrzałem na tą świątynie, trzeciego dnia wydała mi się bardziej majestatyczna. Tym razem zostawiłem coś od siebie, moje sandały które dziwnym zbiegiem okoliczności mury Angkoru pochłonęły na wieki. (Chciałem uświetnić wizytę w świątyni ściągając obuwie jak czyni się w każdej świątyni w Azji). Zaraz jednak jak opuściłem kompleks i zacząłem marudzić rikszarzom że ktoś mi buchnął stare sandały (które łatałem w nieskończoność), znalazło się kilku którzy zaoferowali swoje, „one dollar sir”. Kupiłem więc używane japonki handlując się twardo (0,5$), całkiem wygodne lacze.
Kreatia
Takie sobie miasto w Kambodży, które dla mnie i Santiago (Hiszpan z którym podróżuje) okazało się miejscem pełnym inspiracji i niezłych ujęć (szczególnie dla Santiago), dla mnie mniej. W Kratia miałem problem, aby otworzyć się do ludzi, przekroczyć „magiczną barierę”. Do fotoreportażu potrzebny jest pewien szczególny rodzaj energii. Wydaje mi się że, aby zrobić na prawdę dobre zdjęcie człowieka trzeba być szczęśliwym, trzeba stać się niewidzialnym, poczuć drugą osobę, pozwolić się jej czuć komfortowo. W moim przypadku, a pracuję nad tym twardo, czasem muszę wejść w błoto sadzić ryż, spożywać rzeczy które nigdy w normalnym przypadku bym nie włożył do buzi i wiele innych. Wszystko po to, aby zbliżyć się do człowieka otworzyć siebie, przekroczyć granicę. Czasem też naruszam tą granicę, kiedy nie mogę się oprzeć i jednak robię zdjęcie, nadrabiam wtedy szczerym rozbrajającym uśmiechem i błyskiem w oku. Czasem jestem tak spięty i przestraszony, że chodzę, widzę niesamowite ujęcia (tak jak było na targu w Kratia) i nie wyciągam aparatu z torby, jestem sparaliżowany. Dla mnie był to jeden z pierwszych dni w Kambodży, nie wiedziałem jak powiedzieć w języku Khmerów hello, dziękuję, foto. Kiedy wiem jak powiedzieć te trzy magiczne słowa, mogę działać. Bez tego czuję się jak impotent. Santiago ma coś jeszcze czego ja nie mam, naturę hiszpana, jest głośny, hiperaktywny (joder) i czarujący swoim nieustającym śmiechem. Ale ja mam też czego on nie ma, ale o tym innym razem…
Na targowisku w Kratia
Exchange Office
Na wioskach w okolicy Kratia
Narodowa gra Kambodży: gra w klapka; kto pierwszy rozwali kupkę zgarnia pule
Kambodża
Od kilku dni jestem w Kambodży. Nazwa kraju elektryzuje mnie równie mocno jak Laos. Kambodża kraj który otworzył swoje granice dla turystów zaledwie kilka lat temu. Kraj o okrutnej historii, w którym zaledwie 30 lat temu doszło do niespotykanej w historii świata tragedii porównywalnej do rzezi dokonanej na własnym narodzie przez Mao i Stalina. Kambodża kraj Khmer Rouge, Kambodża kraj jednego z siedmiu cudów świata: Angor Wat.
Do Kambodży dotarłem przez granicę lądową z Laosem. Pierwsze co mnie uderzyło po przekroczeniu granicy to kompletna zmiana krajobrazu. Laos to jedna wielka dżungla, pola ryżowe, małe wioseczki, wszystko płynie w harmonii. Północ Kambodży to dość depresyjny widok, wypalone pola, kikuty drzew ciągnące się w nieskończoność. Kikuty, wyschniętych, niewypalonych drzew to widok, który uderzy mnie najbardziej.
Categories
- 2023 Polska
- 2024 Polska
- 2022 Polska
- 2021 Polska
- 2020 Polska
- 2020 Andaluzja
- 2019 Polska
- 2018 Polska
- 2018 Indie
- 2017 Polska
- 2017 Birma
- 2016 Polska
- 2015 Polska
- 2015 Jagoda
- 2014 Polska
- 2014 Toskania
- 2013 Polska
- 2013 Peru Boliwia
- 2013 Bornholm
- 2012 Polska
- 2012 Bornholm
- 2011 Polska
- 2011 Jeremi
- 2010 Polska
- 2010 Japonia
- 2010 Indie
- 2010 Indie cz.2
- 2010 Bangladesz
- 2009 Argentyna
- 2009 Peru
- 2009 Boliwia
- 2009 Chile
- 2009 Polska
- 2008 Belgia
- 2008 Polska
- 2008 Portugalia
- 2007 Polska
- 2006/2007 Australia
- 2006/2007 Chiny
- 2006 Singapur
- 2006 Malezja
- 2007 Indonezja
- 2006 Kambodża
- 2006 Wietnam PŁN
- 2006 Wietnam PŁD
- 2006 Laos
- 2006 Tajlandia
- 2006 Birma
- 2006 Indie
- 2001 Ukraina
- Uncategorized