Smutna rzecz się wydarzyła, mój słomiany kapelusz, z którym podróżuję od czasów Birmy przepadł. Stracić kapelusz to jak stracić część siebie. Ten kapelusz zwany przeze mnie z francuska „szapo” (chapeau) podróżował na mojej głowie od miesięcy, chronił mnie przed słońcem, osłaniał przed deszczem, dawał powód do rozmów z innymi kapelusznikami. Zasypiając myślałem o chwilach w których dzieliliśmy przygody, radości i smutki. Wiem że to co piszę brzmi żałośnie, ale czuje że straciłem coś ważnego. Wiem też nadszedł czas na nowy, na trzeci kapelusz w moim życiu (pierwszy był z Oxfordu i straciłem go w Maroku). Ten nowy prawdopodobnie z Chin, czas zacząć się rozglądać.
Jak już pisałem, jestem trochę ospały w ostatnich tygodniach. Mało piszę, mało zdjęć, mało rozmyślań. Tłumaczę to sobiem, że ciężko być w ciągłej fascynacji, a może to pora roku tj nadchodzący listopad, miesiąc w którym dzierżę od lat swoją dwumiesięczną depresję. Być może to też wpływ Chin, kraju który mnie fascynuję jednak nie czaruje jak Azja południowo-wschodnia.
Prezydent Chińskiej Republiki Ludowej wyraził opinię, że demokratyzacja kraju nie jest celem politycznym Chin, najważniejszym w tym momencie jest modernizacja, rozwój technologiczny Chin, dorównanie takim potęgom jak Japonia. W Chinach widać to na każdym kroku, stąd może odczucie braku egzotyki i przytłaczającej wszechobecności rozwoju i monstrualizacji. Może wspomnę kilka chińskich projektów ostatnich lat, które robią wrażenie. Do najciekawszych należy budowa największej zapory wodnej w dziejach świata. Chińczycy postanowili cofnąć bieg rzeki Jangcy, zatopili wioski, przesiedlili tysiące ludzi. Zapora działa, produkuje masę prąd jednak się sypie pod naporem ogromnej ilości wody i jest dość wątpliwą inwestycją, niewspominając ekologów, którzy mogą sobie pogadać. Następnym ciekawym pomysłem jest pociąg komunikacji Pekin-Lhasa (nie wiem ile ale myślę że około 5tysiecy km). Trakcja wznosi się momentami na ponad 4 tysiące metrów. Problemem jest to że lodowiec na którym została zbudowana linia zaczyna topnieć. Ostatnim pomysłem godnym uwagi jest super droga niemiecka elektromagnetyczna kolej łącząca Szanghaj z lokalnym lotniskiem . Jest to jeden z najszybszych pociągów na świecie, 450 km/h. Podróż z lotniska do centrum Szanghaju (około 50km) zajmuje 7 minut, jedynym problemem jest to że jest to kompletnie nieopłacalna inwestycja, ale na pewno robi wrażenie i daję wrażenie, że kraj którego system jest daleki od demokracji, gdzie prawa człowieka są licznie łamane jest wschodzącą gwiazdą na arenie ekonomicznej świata.
Moja podróż idzie do przodu. Z zachodu Chin w końcu zacząłem kierować się na wschód. Po 48 godzinach w pociągu i autobusach, po przebyciu dystansu jak z Polski do Hiszpanii, przemieściłem się z Yunnanu do sąsiedniej prowincji. Wczoraj dostałem wiadomość że ktoś ze znajomych z Polski, przylatuje do Szanghaju, więc może jeszcze po drodze największe miasto Azji, gdzie wieżowce są tak wysokie że nie widać czubków.
Lijang miejsce które odwiedziłem w ostatnim tygodniu to Chiński DisneyLand, miejsce nabite chińskimi turystami, odnowioną starą chińską zabudową, setkami restauracji i dość dziwnym klimatem. Niewiele zdjęć z tego pięknego miejsca, za dużo turystów wchodziło w kadr, jedno z którego jestem zadowolony (to poniżej)
John alias Sherlock, koleś z którym wypaliłem 10.000 chińskich cygar (też kapelusznik; spoko koleś)
Największa w Chinach Gorge, Tiger Leaping Gorge. Jedyne słowo, które mi przychodziło podczas dwudniowego treku, aby opisać widoki które zapierały dech w piersiach to angielskie słowo massive, co znaczy tyle co masywne, olbrzymie. Jednak to massive było naprawdę wielkie, czegoś takiego chyba jeszcze nie widziałem (szczyty 8tyś w Himalajach prawdopodobnie były równie wielkie ale po latach zatarły się w pamięci). Od podstawy góry do szczytu było prawie 2tyś metrów, cała góra to ponad 4tyś n p m. Mój aparat nie ma takich kątów aby uchwycić całą górę, więc ściąłem tylko szczyty.