Od trzech tygodni jestem w Polsce, nareszcie w domu. Podróż się skończyła, zaczęła inna w rzeczywistości codziennej i niecodziennej. Powoli szukam swojego miejsca, chociaż wiem że to na jakiś czas, że wciąż są te wiatry niezbadane, które delikatnie drapią za uchem i pchają w nieznane. Na poziomie rzeczywistości ustalonej szukam pracy, zachowuję się jak dobry syn i niedobry kochanek tęskniący za swoją muzą.
Zaraz po przyjeździe poszedłem na warsztaty tańca. W sumie nie było mnie tam prawie dwa lata. Dobrze pamiętałem swój ruch z tamtego czasu i to co spotkało mnie po przyjeździe zupełnie zaskoczyło. Ciężko mi powiedzieć że ruch się rozwinął ewoluował na pewno zmienił. Bo przecież w czasie podróży nie tańczyłem prawie w ogóle, zmiany jedynie zaszły w wewnętrznej energii i wibracji ciała, które się zmieniały podczas drogi. Co mnie zaskoczyło to transformacja wodnistość tzn wciąż jest , ale jakby przeszła w inny wymiar, z falowania morza, w wodospad rzeki. Ruch ciała przestał być równy, mniej poziomy, przeobraził się w góra-dół. Wciąż jest poszukiwanie harmonii, siły, piękna, ale jakby w innym kierunku.
Od kilku dni siedzę nad zdjęciami przygotowuję artykuły, uaktualniam stronę, zamieszczam kilka nowych historii. Kiedy obrabiam zdjęcia zauważam że i na tym polu zmiana. Na głównej stronie zamieściłem historie o walkach kogutów w Indonezji, od początku miałem spory problem z selekcją zdjęć. Łącznie w tym miejscu zrobiłem prawie 150 ujęć. Wybrać musiałem niewięcej niż 15, niełatwa sprawa, bo niemal każde z nich jest na swój sposób dobre. Z wyboru który dokonałem miesiąc temu i zamieściłem na stronie zachowałem 2 zmieniłem 15, dziwna zmiana gustu. Na tym polega siła profesjonalizmu, której wciąż się uczę, że oczywiście trzeba zrobić dobre zdjęcie, ale może brzmi zabawnie trzeba je potem jeszcze zauważyć i dobrze wyeksponować. Jak teraz patrzę ile świetnych fotek zalega gdzieś ukrytych w archiwach za głowę się łapie, ale mam czas aby to odkopać..
Miesiąc temu kolega śmiał się ze mnie widząc w jaki sposób obrabiam zdjęcia i nazwał mnie cropistą od ang. słowa crop, czyli wycinać, kadrować. Już wtedy dało mi to do myślenia jak bardzo powinniśmy ingerować w oryginalność zdjęcia. Do dzisiaj szukam zdjęć doskonałych. takich gdzie zachowana jest idealna proporcja, linia horyzontu jest prosta, osoby w kadrach nie są za bardzo pourywane. Świadomość nadużyć i łamania tych reguł powinna być celowa i świadomie użyta. To tak jak z pytaniem co poeta miał myśli. Uważam że powinno być bardzo jasne co fotograf miał na oku.
Zmiana jest taka, że oprócz małych przeróbek, nie mam tak wielkiej ochoty ingerować w zdjęcia, nie chcę na siłę wyciągać tego momentu na którym powinna skupiać się uwaga. Jeśli kadr jest szeroki i dużo na nim widać, a nie jestem pewien czy siła ciężkości jest dobrze widoczna, czasem warto zostawić, aby ktoś inny jej sobie poszukał i ocenił. Polubiłem wiele niedoskonałych fotografii, które kompozycyjnie są miszmaszem, ale jest w nich jakiś klimat. Inaczej się widzi w kadrze aparatu z całym balastem emocji, inaczej na dużym ekranie popijając kawę w zaciszu domu. Punkt widzenia zmienia się od miejsca skupienia.
Fotek z Polski na razie nie wiele i nie wiem czy będzie wiele. Czuje, że będę do tego wracać, fotografia to dla mnie wciąż najlepszy sposób skupienia energii, na razie cicho..