Od kilku dni jestem w miejscu do którego przymierzałem się prawie od pół roku. Miejsce to wybrałem ze względu na różnych Australijczyków, których spotkałem w Azji i dla których jest to dom, albo miejsce które po prostu lubią. Niestety z żadnym z nich nie mogę się spotkać bo albo ich nie ma na kontynencie albo adres mailowy nie działa. A miejsce okazało się przyjemną mieścina jednak oddaloną od oceanu o 100 km (godzina samochodem, wczoraj sprawdziłem.., niezłe fale).
Jak niektórzy wiedzą pierwsze dni w Australii były dla mnie dość zagadkowe, wpadłem w stan rzekłbym paniczny. Wszystko przez opłaty jakie muszę ponieść, aby zacząć studia, dostać wizę i pozwolenie na pracę, są to kwoty dość wysokie. Dzisiaj jest poniedziałek minął dokładnie tydzień od kiedy jestem w Australii. Wczoraj już byłem w pracy, dzisiaj w szkole, jutro muszę znaleźć mieszkanie na najbliższe miesiące. Zacząłem studia w collegu jak ładnie się to nazywa Diploma of Business – Management and Marketing Fundamentals. Po 10 tygodniach studiów, dyplomu żadnego nie dostanę , ale jakiś tam certyfikat na pewno.. W szkole mi się podoba, studia będą jak sama nazwa sugeruje o zarządzaniu, marketingu, komunikacji w biznesie.
Jeśli chodzi o pracę specjalnie się nie naszukałem. Wszedłem może do 4 restauracji, zostawiłem trzy cv. Szukałem w tych tzw poshy, stylish, aby były drogie i z dobrym menu. Znalazłem coś dla klasy średniej+, może nie najdroższa w mieście, ale przyjemna. Ładny czerwony design, elegancko podawane jedzenie, stawka godzinowa nienajgorsza, do tego tipy. Wczoraj byłem na treningu, jutro odpowiedź czy mnie biorą czy nie, mam nadzieje na dalsze shifty. Poza tym mieszkam w hostelu, w sali 15 osobowej, koleś pode mną mówi po nowo-zelandzku z akcentem irlandzkim, śmierdzi i cały czas się drapie. Ma mnóstwo włosów na ciele, i jak słyszę to tarcie włosia o paznokcie, krew mnie zalewa. Wczoraj w nocy potknął się o moje croksy (buty) i zepsuł mi gumiaki i jeszcze miał problemy w związku. Muszę coś szybko znaleźć, wyprowadzić się z tej nory, znaleźć własny kąt. Najbliższe miesiące zdaje się będą pod znakiem dolara, a więc jak najszybciej i jak najwięcej.
Tęsknie za zdjęciami, noszę ze sobą aparat, jak spoglądam przez wizjer, umysł mi się relaksuje, skupia, uruchamiają się zmysły które kształciłem przez ostatni rok. Nie widzę wiele, nie szukam, nie walczę o zdjęcia, będąc w relacji ze światem bardziej ustawiam rzeczywistość wokół siebie i w sobie, dużo szumu w głowie. Ale gwiazdy święcą nade mną i czuje że któraś czuwa..
Tutaj coraz cieplej, lato nadchodzi, święta na plaży..