W Hanoi spędziłem pięć dni. Dużo za dużo (musiałem czekać na wizę do Chin). O tym mieście mogę napisać tylko jedno, nigdy nie gubiłem drogi tyle co w Hanoi. Po pięciu dniach wciąż nie mogłem znaleźć swojego hotelu!! Nie mówiąc o atrakcjach turystycznych, których tutaj praktycznie nie ma. Za dużo bomb spadło na to miasto, nie wiele ocalało.
Poza tym spotkałem pierwszych Polaków od miesięcy. Siedziałem w swoim pokoju i nagle dobiegły mnie z korytarza znajome dźwięki. Rodacy!!. Zabawne uczucie, jak wielką przyjemność czasem może sprawić mówienie w swoim języku. Arek i Ola (gdzieś zawieruszyłem waszego maila, więc napiszcie kontrolnego), oboje po szkole m.in. fotografii. Dobra rozmowa, właściwie bardziej w jedną stronę, mózg mi się palił od nowych wiadomości, rad, technik. Tydzień wcześniej zanim ich spotkałem myślałem o tym co oni fachowo nazywają fotografią ekspresyjną. Miło posłuchać o czyjejś drodze, jednak moja trochę inna, ale gdzieś może paralelna. Zamarzyłem też o szkole fotograficznej. Poza tym to co Oni nazywają „szparki’, przestrzenie „pomiędzy”, które nadają jeśli są perfekcje zdjęciu. Dzięki za szparki, będę je czuć.
miejsce, w którym każdego ranka jem swoją zupę, poniżej zupa