Zaczynam mi się spieszyć na północ. Moja wiza traci ważność 28 sierpnia, a przede mną północny Wietnam, góry, wioski, mniejszości narodowe, plantacje ryżu położone na górskich tarasach, widoki które wciąż widzę na zdjęciach , wciąż nie swoich.
W Hue spędziłem dwa dni. Jeden dzień przyjemny, drugi trochę podkurwiony (że się wyrażę). W pierwszy wykupiłem wycieczkę łodzią w górę rzeki, aby zobaczyć starożytne grobowce tutejszych cesarzy, oraz inne klasyki Wietnamu (niczego sobie budowle, styl chiński, buddyjska harmonia). Jak się okazało byłem jedynym samcem na łodzi , 10 lasek, a jako ostatnia wskoczyła angielka pochodzenia chińskiego, (hm że się wyrażę). Już wiedziałem z kim chcę spędzić ten dzień. Podobnie jak ja okazała się współczesnym nomadem zachodu, kimś kto decyduje się na Drogę, aby odnaleźć Siebie, było więc o czym rozmawiać. Ona jednak w przeciwieństwie do mnie działa w misjach, jako wolontariusz ucząc angielskiego chińskie, wietnamskie, dzieci. Wraz z jej kompanem; francuzką z którą podróżuje w końcu skonsumowałem wino które wożę od miesięcy. Doskonałe towarzystwo, aby stuknąć się szklaneczką. Na pożegnanie, a dochodziła już północ życzyłem im dobrego snu (co okazało się niewybaczalnym błędem) i wróciłem do hotelu. Umówiliśmy się na śniadanie na 9, na francuskie ciastka, kawę z słodkim mlekiem i lodem. Nie przyszły, jedna z najlepszych kaw jakie piłem miała posmak goryczy i rozczarowania. Trochę się wnerwiłem, że ja tu otwieram serce, daję to co najlepsze, a potem taki brak szacunku. Spotkałem potem jedną z nich, spały do 10, zapomniały o budziku. Kobiety…
Więc może kiedyś w Tuluzie..
Podczas podróży łodzią zatrzymaliśmy się, aby zobaczyć jedną z pogód. Kiedy wszyscy szli do głównego wejścia, ja się zakradłem na peryferie świątyni, które były zakryte dla mas płachtą materiału i znalazłem dziwny klasztor pełen młodych mnichów z ciekawym cieńciem. Zrobiłem krótką lekcję angielskiego, za co dostałem ciastko od starszego mnicha, kilka ujęć i w drogę.
Szefowe na łodzi, wierzcie nie było żartów. Mimo to ciekawe stopy.
dream