Skończyłem przerzucać zdjęcia z ostatnich dni, niewiele tego dobrego. W ostatnich dwóch tygodniach odwiedziłem kilka miejscowości na południu Laosu, większość to małe miasteczka; nic specjalnego. Jedno miejsce podobne do drugiego, regularna zabudowa, kolonialny styl , kilka świątyń, ludzie grający w kule. Do tego pogoda, nie napawająca entuzjazmem. Nadszedł czas monsunu, są dnie, w które pada od rana do wieczora. Ciężko się ruszyć z kafejek, ciężko się znaleźć fotograficznie. Zdjęcia poniżej to głównie portrety ciekawych twarzy Loaitów.
Ostatnie tygodnie to towarzystwo, kolesia z Anglii (rozmowy o kobietach w loatańskiej saunie), kibucnika z Izraela (przejmujące historie z wojska ), zwariowanego Hiszpana pracującego w Brukselii (osoba, z którą mogę godzinami rozmawiać o fotografii) , w końcu zagubionej w przestworzach Polki (pierwsza osoba z Polski spotkana od miesięcy).
W Laosie spędziłem ponad miesiąc, wystarczy, czuję jednak niedosyt wiedzy o tym kraju, nie expolorawałem wystarczająco kultury i historii, nie przejechałem motorem północy, nie ograłem żadnego Laoite w kule. Nie widziałem żadnego słonia mimo że kraj nazywany jest krajem tysiąca słoni.
Portrety rodziny spotkanej na plantacji kawy Bolivean Plaeteau
W drodze
Cricet Barbecue
Champasak (Khmer Temple)
Travel mates
Santiago, Laoit and Wojtek
Feldman and Avi