Dwa tygodnie w Tajlandii, dwa ostatnie dni w Tajlandii, już wkrótce Laos. Wysoka cena biletów lotniczych z Yangonu (Birma) do Bangkoku skierowała mnie do północnej Tajlandii, konkretnie do Chiang Mai. Zabawne jak to się wszystko układa. W planach miałem zostać w Chiang Mai dwa dni i zjeżdżać do Bangkoku, przeciągnęło się do dwóch tygodni. Znalazłem miły hotel (pełen pedałów- uroki Tajlandii), z dobrą kuchnią, stołem do pinponga, idealne miejsce, aby się na moment odciąć, popracować. Mam nadzieje, że efekty widoczne.
Tajlandia to prawdziwy tygrys Azji południowo-wschodniej. Już z samolotu czułem co się święci. Szerokie pasma dróg, dobre bryki, ładne domy, wysoki standard życia , także wysokie ceny. Mnóstwo turystów jednak całkiem innych niż w Indiach, nie wspominając Birmy. Na ulicach pełno grubasów z Stanów i Europy zachodniej przyjeżdżających na chłopców lub dziwki. Sex-turism w Tajlandii kwitnie. Ale na szczęście w tłumie zboczeńców jak zawsze można znaleść perełki. Na przykład: Robert lat 65 (inwalida z Londynu), od 40 lat pedał, od 40 lat profesjonalny fotograf. Dużo dobrych rozmów dużo rad jak pchnąć się na przód.
Fotograficznie odpoczywam. Nie noszę aparatu, nie szukam ujęć, zdaje się że ładuję baterie na Laos. Niewiele więc nowych zdjęć na stronie, więcej souvenirów niż tych na które mucha nie siada.
Te dwa tygodnie wstrząsnęły moje fundamenty. Oczywiście kobieta. Nie wiem co to jest, jakaś dziwna odmiana przyjaśni, głęboka relacja pomiędzy ludśmi, którzy ledwo się znają. Energia, która wypełnia mnie po brzegi. Oczywiście wszystko w drodze, bez szans na rozwinięcie. Dzisiaj było bye-bye, a może see you in Lao, sam nie wiem.
Zdjęcia poniżej są z dwóch kilkudniowych wypadów w dżunglę. Nie posiadam żadnych przewodników po Tajlandii, więc nawet nie znam nazw miejsc, które odwiedziliśmy. W ostatnim tygodniu zdałem się na trzy kanadyjki. Przyjemnie czasem płynąć nie na swojej fali.
Piękny i grożny
Panta rei
Tak wygląda człowiek przedzierający sie przez dzungle na słoniu (dużo pozytywu)