Chandigarh – Miasto dziwo!. W latach pięćdziesiątych tuż po odzyskaniu przez Indie niepodległości stan Penjab (stad pochodzą Sikhowie) znalazł się w nietypowej sytuacji. Podział Indii i odłączenie się Pakistanu wraz z stolica Sikhów Lahore spowodował ze Penjab potrzebował nowej stolicy. W latach pięćdziesiątych zbudowano Chandigarh. W zamiarze miasto miało zostać stolicą Penjabu, ale przy podziale Indii w 1946 roku weszło w skład innego stanu Haryana. Istny cyrk nieprawdaż. Ostatecznie Chandigarh mimo, że należy do stanu Haryana jest również stolicą Penjabu. Do zbudowania miasta wynajęto architektów z Europy, wśród najważniejszych był polski inżynier Matthew Nowicki, tutejsze źródła podaja, że wkrótce po przybyciu architekt ów zginął w katastrofie lotniczej. Jego prace kontynuował Szwajcar La Corbusier.
Odwiedzenie miasta zaproponował mi mój Yoga Teacher Mr Czand Ram. Na pytanie gdzie mógłbym pojechać na weekend odwiedzić ciekawe i miłe miejsce bez wahania zaproponował to dziwo gdzie teraz jestem. Wrażenia z dnia raczej ubogie bo miasto nieszczególnie ciekawe. Mój przewodnik podaje trzy warte zobaczenia miejsca, dwa już odwiedziłem. Pierwsze to potężna konstrukcja rozciągająca się na przestrzeni co najmniej kilometra , labirynt zbudowany z byle czego, ciekawe indyjski performance modern art.
Indyjski Modern Art: Rock Park, Chandigarh
Fantazja, pozwolenie władz na realizowanie różnych europejskich fantasmagorii, jak na hinduskie warunki, jest najciekawsze w tym mieście. Główny architekt Szwajcar La Corbusier wymyślił, że zbuduje to miasto bardzo symetryczne. A więc miasto składa się z równych prostokątnych sektorów. Sektorów jest około 60, mój hotel jest w 22b, co prawda w mieście są nazwy ulic, ale tylko wielkie arterie komunikacyjne mają swoje nazwy reszta, to jeden wielki katalog liczb. Nawet miejscowi rikszarze nie do końca się w tym łapią. Dzisiaj dwa razy miałem nieprzyjemna sytuacje, właśnie w związku z tym. Umówiłem się z rikszarzem, że zawiezie mnie do hotelu w sektorze 22 b, rikszarz po angielsku tyci tyci, no i wiózł mnie może 20 minut i nagle okazało się, że on tak naprawdę nie wie gdzie jedzie. I po tym jak pytał się i błądził i znowu pytał i błądził i pytał i błądził, straciłem cierpliwości uciekłem bez zapłaty w środku jakiegoś ekskluzywnego osiedla. I nagle pojawiło się dwóch młodych sikhów wybawców na royal enfild-dzie. Zapakowali mnie na trzeciego na ten masywny motocykl i po dwóch minutach byłem w hotelu, który okazał się kilka ulic dalej. No właśnie to traktowanie ludzi, z jednej strony chce się rozwijać duchowo być szczodry i dobroduszny dla wszystkich istot a z drugiej te sytuacje, gdzie macham ręką i mowie hinduskie czalo czalo >co można przetłumaczyc jako „spadaj’ albo „ruszaj się” <
Karuzela napędzana siła ludzkich nóg
Niesamowite są momenty kiedy dostrzegam piękno świata i odwzorowuje je na mój własny sposób. Ma to w sobie coś z wewnętrznej medytacji, skupienie połączone z wrażliwością na otaczający świat. Moje zdjęcia pokazują jak postrzegam świat, co w danym momencie do mnie flirtuje. Robiąc zdjęcia czasami czuje, że coś tracę. Na przykład byłem kilka dni temu w Złotej Świątyni i przyglądałem się ceremonii obmywania posadzek przez tłumy sikhów i miałem do wyboru: przyłączyć się albo łapać kadry tych wyjątkowych chwil. Wybrałem drugie- fotografie, tj. bycie outsiderem, na zewnątrz biegu wydarzeń. Pewnie trochę przeszkadzałem tym ludziom, wchodziłem im pod nogi szukając dobrego ujęcia. Czasem pojawia się dysonans, co wybrać. Mocno flirtowała do mnie druga opcja, aby wejść w tłum i stać się na moment jednym z nich. Stanąć w wodzie podawać wiadra, a to się nazywa byciem w środku, byciem w duchu miejsca. Mam świadomość, że aparat kradnie chwile które nie są możliwe w jego obecności, ale daję inna przestrzeń często przyciąga ludzi, pozwala złapać inną perspektywę, zobaczyć więcej.
Sprzedawca gazet ( New Delhi)