Manu , moj przewodnik po plantacjach herbaty (portet powyzej Manu 30 lat wczesniej)
Mathew,
Manu , moj przewodnik po plantacjach herbaty (portet powyzej Manu 30 lat wczesniej)
Mathew,
Alez ci Panowie mnie nakarmili, az ledwo doszedlem do knajpy obok aby zapic slodziutkim czajem…
Krol przypraw, czyli pieprz pnacy sie po drzewie na plantacji herbaty..
One foto, please….
Dzień był nijaki, chodziłem po mieście i nie wiedziałem co z sobą zrobić wiec wsiadłem do nadjeżdżającego autobusu. Niech mnie wiezie. Kasjera zbyłem machnięciem głowy, że niby wiem gdzie jadę i dałem 5 rupii. Autobus jechał nad morze. Morze łatwo wyczuć w okolicy, gdzieś za domami kończy się widok i niby jeszcze nie widać morza, ale można się domyślić, że własnie tam jest. Wysiadłem, plaża była bardzo spokojna, w oddali majaczyły rybackie łodzie. Po plaży chodziły ptaki, których nazw nie znam. Widok ptaków przeplatał się z kucającymi hindusami załatwiającymi swoją potrzebę tuż na skraju morza. Przeszedłem obok kilku łódek, co drugi rybak pytał się czy nie mam szluga. Moją uwagę zwróciła ostatnia łódź z łopoczącą na wietrze płachtą materiału. Godziny przed zachodem słońca są dla okolicznych rybaków czasem kiedy naprawia się sieci i przygotowuje łódź do porannego rejsu. Tak poznałem Sabula. Sabul jest właścicielem łodzi, ma pięciu pracowników. Każdego ranka wyruszają na wielką rybę. Spytałem się czy mogę popłynąć , zgodził sie, jutro o 4 rano.
Mój hotel jest w centrum miasta Allapey, wioska rybacka na jej peryferiach. W ciągu dnia, aby tam dotrzeć, to żaden problem. W środku nocy nie jest to takie banalne, problemem są watachy psów i brak transportu. Widok głownej ulicy miasta kompletnie pustej w Indiach to coś nadzwyczajnego. Idąc z kijem w ręku dotarłem do dworca autobusowego. To jedyne miejsce gdzie można spotkać nocnych rikszarzy. Taryfa podwójna, godzę się. Kiedy dojeżdżamy na miejsce, mam problem z lokalizacją domu Sabula. W ciągu dnia miejsce tętniące życiem niczym nie przypomina tego nocnego. Po chwili spotykam jednego z pracowniku Sabula, prowadzi mnie do jego domu. Sabul wychodzi, charcząc i jak się okazuje dzisiaj nie płyną, jest chory. Zaprasza na obiad po południu. Jakaś dziwnie dobra energia płynęła z tego człowieka, wiec poszedlem. Czułem, że mogę mu kompletnie zaufać. Przez te kilka godzin naszej znajomosci pokazał mi swoje życie, swój dom, swoją rodzinę, nakarmił i odprowadził w nocy do bezpiecznego miejsca gdzie moglem znalezc taksówke i wrocic bezpiecznie do miasta
Kilka portetow dzieci. Nie pamietam kiedy ostatnio tyle razy slyszalem swoje imie.., czy mam dlugopis a moze cukierka albo monete..
Kiedy fotografowałem suszące się ubrania (na dole), ta Pani wyszła z domu zainteresowana, dlaczego fotografuję jej ubrania. Spytałem się jej czy to jej – tak, ile ma dzieci- 3, uśmiechnęła się .. i zamknęła bramę..
Stara drukarnia. Lubie to światło i rozbluzgane kolory na ścianie od wiatraka…
Publiczna czytelnia gazet. Komunizm i myśl rewolucyjna wciąż tutaj na fali..
Fort Kochin to oprocz czesci turystycznej, takze targ i miejsce handlu ryżem, chili, soczewica.. Poniżej kilka portretów kupców